Gdy zaczynałem zabawę w geocaching początkowo raczej nie myślałem o zakładaniu własnej skrzynki. Znajdywanie skrytek poukrywanych przez innych keszerów dawało wystarczająco dużo satysfakcji. I chociaż przed chwilową wizytą w Polsce nie miałem na koncie jeszcze nawet setki znalezionych keszów, to uznałem, że czas pójść krok dalej, czyli dorzucić do gry coś od siebie. Czytaj dalej to co w sobie mam tylko ciągnie mnie w dół
Archiwa tagu: jaskinie
idę po wertepach obranego traktu
Pociąg do przygód był we mnie od zawsze. Oczywiście nie wiem dlaczego, ale tak już jest. I nie bardzo chcę to zmieniać. Pomijając najbliższe mi osoby, nikomu to raczej nie przeszkadza, bo nikogo w ten sposób nie krzywdzę. A najlepiej czuję się w górach. Z racji, iż nigdy nie potrafiłem skoncentrować się na jednej dziedzinie, do perfekcji też było mi daleko. Na szczęście dzięki temu nigdy nawet nie drasnąłem rutyny. A tego zasmakować nie chciałem najbardziej… Czytaj dalej idę po wertepach obranego traktu
słyszy się niecierpiliwe tętno w skroniach, słyszy się podszepty krwi, która najpierw lekko łaskocząc na samą myśl o wyjeździe, coraz bardziej swędzi, coraz usilniej domaga się kolejnej ucieczki od powierzchni
O jaskiniach to ja zbyt wiele książek nie przeczytałem… Ta jednak wypatrzona na empikowej półce od razu wzbudziła zainteresowanie. Pomyślałem poetycko o podziemnym świecie. To coś czego właśnie w książkach szukam. Zamiast pustych, opisowych narracji wolę znajdować w tekstach czasem bardzo wyraźną, niekiedy stonowaną, trudniej dostrzegalna, ale jednak poezje. I tak, tym razem nie zawiodłem się już po otwarciu na przypadkowej stronie.
A zresztą jak mogło być inaczej. Przecież banalnych zdań nie składa koleś, który za swoje inne dzieło „Gnój” otrzymał nagrodę Nike. Chociaż całość „Poza światłem” to nie tylko opisy grotołażenia, stanowią ono jednak wyraźne tło. Autor ze sporym auto dystansem, nie robiąc z siebie superbohatera ukazuje świat, w którym piękno chociaż dla wielu jest pod ziemią trochę wątpliwe, to jednak może być całkiem nadzwyczajne. Piękno mogące uzależniać. Piękno będące jedną z najlepszych ucieczek od zgiełku, codzienności i problemów. Uspokajające umysł. Dające jedyny w swoim rodzaju komfort znikania z powierzchni ziemi.
Bo dla Wojciecha Kuczoka wszystko w jaskini nabiera zupełnie irracjonalnego wymiaru. Tam nawet najzwyklejsze pokonywanie zacisku staje się przeżyciem nie byle jakim. Taką oczywistą metaforą narodzin. Płacimy bolesnym wysiłkiem za chęć wydostania się ku światłu. To naprawdę poprawia samopoczucie: regularnie rodzić się na nowo.
Całość książki, będącej raczej zbiorem szkiców i notatek to mieszanka ironii i paradoksu pozostawiająca czytelnika nawet zupełnie niezaznajomionemu z podziemnym tematem w nostalgicznym, refleksyjnym, niekiedy humorystycznym nastroju. Na koniec można tylko kiwać głową z niedowierzania i podziwu nad kunsztem pisarskim autora…
Wojciech Kuczok „Poza światłem”
kolejny rok zakończyć pora
Święta to czas, który męczy. Do niektórych rzeczy trzeba się zmuszać. Wbrew sobie być uporządkowanym. Posprzątać chatę Zaświecić choinkę Chwile wcześniej dziki szał zakupów… No cóż, gdy tylko skończyło się beztroskie dzieciństwo, skończył się też prawdziwie świąteczny, nieskrępowany i radosny klimat. Zabrakło sanek, kuligu, wojny na śnieżki… Zamiast relaksu jakaś taka bieganina. A kumpel wraz z dziewczyną mając wszystko gdzieś zawinął się w tym czasie na Madere. Też można. Coś czuje, że moja przyszłość wyrysuje podobne „ucieczki”. Tymczasem, by odetchnąć i wyrwać z marzeń choćby spacer, bez większego namysłu powrzucałem do wora trochę jaskiniowych gratów. Obierając azymut na ulokowaną pod Tatrami Nędzówke, gdzie z reguły bazujemy, wczesną porą bezszelestnie opuściłem moje cieple beskidzkie lokum. Po drodze dołączył malinka, który najwidoczniej też co jakiś czas odczuwa dziwną potrzebę by się „sponiewierać”. Tak jak pozostała cześć przybyłych na bazę miłośników zimnych, ciemnych i mokrych doznań…
Po półrocznej nieobecności ciśnienie i głód wykroczył poza normę, wiec chciałem jak najgłębiej wyżej, dalej. Na początek „niesprzyjające” warunki pchnęły mnie jednak po raz któryś do Jaskini Czarnej. To już standard. Trzeba się wiec łatwo godzić. Na szczęście zapędziliśmy się w partie, gdzie mnie jeszcze nie było, co przyniosło całkiem zadowalający efekt. Poza tym skupiony na testowaniu w podziemiach sławnej, albo raczej dobrze wypromowanej kamery GoPro pomimo swoistych korków, bo nie byliśmy tam jedyni tego dnia nie nudziłem się zbytnio. Co do kamery, to nie mając do dyspozycji bardzo mocnego światła, nie ma co liczyć na zbyt przyzwoite rezultaty. Poniżej kilka próbnych zdjęć.
Drugiego dnia, prowadzony wciąż niewykorzystaną w pełni energią trafiłem do Miętusiej Wyżniej. A tam, po którymś z kolei wyczerpanym wiadrze doszedłem do prostego, aczkolwiek konstruktywnego wniosku. Pchać się tam ponownie nie mam zamiaru. Przynajmniej nie prędko… I znów próbując rozgrzać przechłodzone ciało nuciłem swój ulubiony w tego typu sytuacjach kawałek „A miało być tak pięknie”… Zabieranie jakiegokolwiek sprzętu foto w te błotne odmęty nie jest dobrym pomysłem, więc poprzestałem na kilku przyotworowych ujęciach. Tuż po opuszczeniu tych „superprzyjemnych” korytarzyków…
im glebiej tym przyjemniej
w samym środku czarnej dziury
Ten poranek raczej nie należał do zbytnio przyjemnych. Po przbudzeniu lekki kac, plus to dławiące przez chwile uczucie niezrozumienia. Takiej „niespodzianki” mój umysł, będący jeszcze kilka godzin wcześniej w bajkowym nastroju, przez kilkadziesiat sekund nie mógł zaakceptować. Baza prawie pusta. Wiekszość ekipy zmyła się bez uprzedzenia…
pare chwil w podziemnej galerii
Wielka Litworowa, to jedna z tych jaskiń która „zalicza” praktycznie każdy zgłębiający temat tatrzańskich podziemi. Swój udział w eksploracji tejże jaskini maja także grotołazi z bielskiego środowiska z którego wywodzi się Artur Zera. Ten oto przedstawiciel wąskiego dosyć grona fotografów jaskiniowych, chcąc pokazać kilka swoich ujęć wpadł na dosyć alternatywny pomysł Galeria zdjęciowa na minus 200 własnie w jaskini litworowej, to muszę przyznać dosyć ciekawa idea.